Ludzie, którzy tam żyli w zaraniu dziejów, musieli być silni i wytrzymali, aby w ogóle przetrwać. Byli oraczami, a także wojownikami, walczyli z wilkami i dzikszymi jeszcze niż one ludźmi, którzy napadali na nich z gór lub przychodzili znad morskich cieśnin i fiordów, by palić ich domy, rabować dobytek i żywność, a częstokroć porywać im żony i córki.
A jeśli nawet nie trzeba było się zmagać z dzikim zwierzem lub dzikszym jeszcze człowiekiem, wydawało się, że same żywioły to olbrzymy, które toczą wojnę z ludźmi, mając za oręż mróz, wiatr i śnieg.
Był to okrutny świat, nie budził nadziei, ale istniały na nim: miłość i cześć, odwaga i wytrwałość. Wielkie czyny domagały się spełnienia - żyli bardowie i skaldowie, mający o nich śpiewać, aby nie zaginęła pamięć o bohaterach.
A jak w pieśniach i podaniach wspominano wielkie czyny mężów, tak snuto opowieści o bogach, o Asach, którzy z pewnością w zaraniu czasu toczyć musieli jeszcze sroższe boje z olbrzymami lodu, mrozu, śniegu i wody - skoro i teraz ledwo zdołano utrzymać ich w ryzach.
Dawni Skandynawowie wierzyli, że na początku czasu nie było takiej ziemi, jaką mamy teraz, wokół rozpościerała się tylko Ginnungagap, ziejąca pustka. Krążyły w niej jakieś dziwne mgły, które w końcu się rozdzieliły, pozostawiając jeszcze głębszą pustkę. Na południe od niej leżał Muspellsheim, kraina ognia, a na północ - Niflheim, kraina mgły.
Na południowym krańcu świata siedział z ognistym mieczem w ręku Surt, olbrzym ognia, czekając na dzień zagłady, aby powstać i zniszczyć zarówno bogów, jak i ludzi.
W samej głębi ziejącej pustki z kolei tryskało źródło życia, Hvergelmir, z niego wypływały rzeki, ale okrutne tchnienie Północy ścinało ich wody, tworząc z nich miażdżące wszystko bryły lodowe.
Z upływem wieków bryły lodowe w tajemniczy sposób osiadały przy źródle życia i powstał z nich Ymir, największy z olbrzymów, ojciec straszliwych olbrzymów mrozu i w ogóle całego rodu olbrzymów. Ymir począł żyć, a wraz z nim pojawiła się cudowna krowa Audumla, której mlekiem się karmił. Ale po bardzo krótkim czasie lodowe ciało Ymira popękało na drobne kawałki, a każdy z nich stał się olbrzymem szronu, ojcem wiedźm i czarowników, wilkołaków i trolli.
Audumla potrzebowała pożywienia, lizała więc lód wokół siebie i czerpała stamtąd sól życia, która wypływała z Hvergelmiru. Lizała lód pierwszego dnia, a wieczorem się ukazały spod niego włosy mężczyzny, lizała drugiego dnia, a wieczorem wyłoniła się głowa mężczyzny, zaś pod koniec trzeciego dnia - cały mężczyzna.
Ten pierwszy z Asów nazywał się Buri, był wysoki, silny i piękny. Miał syna imieniem Bór, który poślubił olbrzymkę Bestię. Byli rodzicami tego z Asów, który zasadził drzewo świata, Yggdrasil i stworzył ziemię.
Bór miał trzech synów: Odina, Viii i Ve. Odin, Wszech Ojciec, był z nich największy i najszlachetniejszy.
Toczyli boje z Ymirem, potężnym olbrzymem lodu. Z jego ran wytrysnęła lodowata woda i zatopiła prawie wszystkich olbrzymów szronu z wyjątkiem jednego Bergelmira, który był bardzo mądry i zręczny, i dlatego oszczędził go Odin.
Odin zaś i jego bracia strącili martwego Ymira w otchłań Ginnungagap i z jego ciała uczynili świat, w którym żyjemy. Z jego lodowej krwi wyłoniło się morze i rzeki, z ciała - suchy ląd, z jego kości wzniosły się góry, a z jego zębów powstały żwir i kamienie.
Odin i jego dzieci opasali ziemię kręgiem morza, a drzewo świata, jesion Yggdrasil, wyrosło, aby utrzymać ją w miejscu, zacieniać potężnymi konarami i podtrzymywać niebo – lodowato - błękitny szczyt czaszki Ymira.
Zgarnęli iskry, tryskające z Muspellsheimu i zrobili z nich gwiazdy. Z królestwa Surta, olbrzyma ognia, przynieśli roztopione złoto i odlali z niego świetlisty wóz słońca. Ciągnęły go rumaki wcześnie się budzące i mocarne, a powoziła nim piękna dziewczyna, Sol. Przed nią biegł jasny chłopak Mani, prowadząc wóz księżycowy zaprzężony w rumaki najszybsze.
Słońce i księżyc biegną szybko i nigdy nie odpoczywają. Nie odważą się zatrzymać ani na chwilę, bo każde z nich ściga rozjuszony wilk, dyszący żądzą pożarcia swej ofiary - co nastąpi w dniu ostatniej wielkiej bitwy Ragnaroku. Owe dwa wilki są dziećmi zła, ich matka, niegodziwa wiedźma, żyła w żelaznym borze ze swym mężem olbrzymem i rodziła mu wilkołaki i trolle.
Kiedy Odin wprawił w ruch gwiazdy i oświetlił ziemię słońcem i księżycem, zwrócił się ku nowemu światu, przez siebie uczynionemu. Olbrzymy i inne twory zła już spiskowały przeciw niemu, wziął więc jeszcze trochę kości Ymira i odgrodził się ścianą gór od ziemi olbrzymów, czyli Jotunheimu. Potem zwrócił się ku krainie, którą stworzył dla ludzi i nazwał krainą środka, czyli Midgardem, i zaczął ją użyźniać i upiększać.
Z kędzierzawych włosów Ymira zrobił drzewa, z jego brwi - trawę i kwiaty, uformował też chmury, aby płynęły po niebie i skrapiały ziemię łagodnym deszczem. A potem, chcąc zapoczątkować ród ludzki, wszech-ojciec zaniósł drzewo jesionu i czarnego bzu nad brzeg morza, z pierwszego zrobił Aska, z drugiego Emblę, pierwszego mężczyznę i pierwszą kobietę. Dał im dusze, jego brat Viii obdarzył ich zdolnością myślenia i czucia, a Ve wzbogacił ich mową, słuchem i wzrokiem.
Potomstwo tych dwojga zaludniło Midgard, ale panował wśród nich grzech i smutek, ponieważ Olbrzymi i inne złe twory przybierały postać mężczyzny lub kobiety i wchodziły z nimi w związki małżeńskie, wbrew wszystkiemu, co czynił Odin.
Karły również przyłożyły do tego ręki, ponieważ nauczyły ludzi kochać złoto i potęgę, jaką daje bogactwo. Te drobne istoty żyły w Niflheimie, krainie mgły, i w wielkich podziemnych pieczarach. Powstały z ciała zmarłego Ymira i Asowie nadali im ludziki kształt, ale obdarzyli o wiele większą sprawnością w dziedzinie sztuk i rzemiosł związanych z obróbką żelaza, złota i drogich kamieni.
Owe karły, których władcą był Durin wyrabiały pierścienie, miecze i bezcenne skarby i dobywały z ziemi złoto na użytek Asów.
Kiedy bowiem mądry Odin ukończył Midgard, zapragnął na wysokich gałęziach Yggdrasilu, drzewa świata, stworzyć dla siebie potężną i piękną krainę, Asgard. Pierwszy jego pałac, cały z lśniącego złota, nazywał się Gladsheim - siedziba blasku i w nim to zasiadał na wysokim tronie Odin, mając u boku piękną Frigg, swoją królową.
Ta para wzniosła pałace dla swych dzieci, wielkich bogów i bogiń, które miały wkrótce wypełnić przeznaczone sobie zadania w długiej walce przeciw mocom zła: dla Thora, pana grzmotu, i jego żony, złotowłosej Sif; dla śmiałego, rwącego się do boju młodego Tyra strażnika bogów; dla jasnego Baldra, najpiękniejszego z Asów, i jego żony, słodkiej Nanny; dla Bragego i Idun, zakochanych w muzyce i młodości; dla Ulla łucznika i Vidara milczącego, i wielu, wielu innych.
Opasywały Asgard warowne mury z wieżami, wznosiły się w nim domy i pałace, a w środku leżała jasna równina Idy, gdzie przed pałacem Odina, Gladsheimem, rozpościerały się rozkoszne ogrody.
Odin i wszyscy Asowie przejeżdżali co dzień przez most Bifrost, ukazujący się ludziom na ziemi jako tęcza, i schodzili do źródła Urd, pod korzeń jesionu Yggdrasil - wszyscy z wyjątkiem potężnego Thora, który nie ośmielał się postawić stopy na ten delikatny łuk z obawy, że załamie się pod jego ciężarem. Musiał przeto udawać się tam okolną, wyboistą drogą przez góry, a na jego widok pierzchali w przerażeniu wszyscy olbrzymi. Most Bifrost jaśniał na niebie, u wejścia nań bowiem płonął wielki ogień, który nie dozwalał rodowi olbrzymów wedrzeć się do Asgardu.
W cienistym mroku, u stóp drzewa świata, Asowie odbywali narady, chcąc zadecydować, jak udzielić pomocy rodzajowi ludzkiemu i jak prowadzić długą wojnę przeciw Olbrzymom.
A jeszcze niżej, w pobliżu źródła, stał piękny dwór, gdzie mieszkały trzy wieszcze siostry Norny: Urd, Verdandi i Skuld, które wiedziały więcej niż nawet sam Odin. Urd mogła widzieć wszystko, co zdarzyło się w przeszłości, przed Verdandi nie ukryło się nic, co działo się współcześnie na którymkolwiek ze światów, Skuld zaś posiadała mądrość największą, bo widziała przyszłość - a tego nie potrafił nawet sam Odin.
Później niejednokrotnie Norny zjawiały się w chwili urodzin bohatera, aby snuć przędziwo jego losu i udzielić mu dobrych i złych darów, mających zaważyć na jego przyszłym życiu.
Mogły odsłonić przed Odinem bieg świata i od nich to, jak również dzięki własnej mądrości, wiedział o Ragnaroku, ostatniej wielkiej bitwie, która musi być stoczona przy końcu świata, kiedy to Asowie i ich nieprzyjaciele, olbrzymi, rozgrywać będą do ostatecznego zwycięstwa wielką wojnę dobra ze złem.
Norny chodziły również do jesionu Yggdrasil i codziennie podlewały jego największy korzeń wodą ze źródła Urd.
Źli zaś nieustannie starali się zniszczyć drzewo świata: w dole. W Niflheimie, skąd wyrastał jeden z jego korzeni, podły Nidhogg podgryzał go nieustannie, a węże korzeń oplatały, zatruwając ukąszeniami. Wyżej zaś, cztery jelonki biegały po gałęziach, podskubując liście. Na szczycie siedział mądry orzeł, przyglądając się temu, co się dzieje, a intrygantka Ratatosk, ruda wiewiórka, przeskakując z gałęzi na gałąź krążyła w dół i w górę między Nidhoggiem a orłem, przenosząc nowiny i plotki.
W środku tego przedziwnie skomplikowanego świata siedział Odin wszech-ojciec, niczym łagodny pająk na pajęczynie. Jego siedziba, górująca nad Asgardem, nazywała się Hlidskjalf, czyli ława drzwi i stamtąd spoglądał na świat. Dwa oswojone kruki, Hugin i Munin spoczywały mu na ramionach. Im to zawdzięczał wiele ze swej wiedzy, gdyż codziennie rano zrywały się do lotu i przeleciawszy cały świat wracały wieczorem, opowiadając, co widziały -- Hlugin szybki jak myśl. Munin -- o wspaniałej pamięci, której nie dorównywała niczyja.
Odin patrzał przed siebie i widział, jak za wysokimi górami, w Jotunheimie, olbrzymi knują zło. Patrzył ku Midgardowi i widział, jak rasa ludzi pracuje w znoju na polach i niemal jednej myśli nie poświęca wojnie i wojennej chwale. Czuł, że trzeba jeszcze coś zrobić i to szybko, aby w dniu ostatniej wielkiej bitwy mogli stanąć u jego boku wojownicy zdolni do walki z olbrzymami.
Przywołał do siebie syna. Heimdalla, jasnego boga. zrodzonego w tajemniczy sposób o poranku czasu przez dziewięć matek, dziewcząt-fal z krańców świata. Bóg ten miał zęby ze szczerego złota, widział równie dobrze we dnie, jak w nocy, wzrok jego, doprawdy, był tak bystry, że dostrzegał rzeczy o sto mil odległe, słuch zaś tak dobry, że słyszał, jak trawa rośnie na ziemi, a wełna na grzbietach owiec. Odin mianował Heimdalla strażnikiem i kazał mu zamieszkać na skraju Asgardu, w pobliżu Bifrostu. I mieć zawsze przy sobie wielki róg -- Gjallar, aby w razie napaści olbrzymów na Asgard mógł w ten róg zadąć. Głos rogu niósł się przez cały świat.
- Heimdallu, mój synu - rzecze Odin. - Wyruszysz do Midgardu, przyjąwszy na siebie postać, jaką uznasz za stosowną. Idź między mieszkających tam ludzi. Są oni dobrzy i prości, a jednak nieodpowiedni do moich zamiarów. Wybierz spomiędzy nich najlepszych i przez tajemne moce, jakimi władasz, spraw, niech dadzą początek trzem stanom, aby w przyszłości człowiek rodził się z darami, jakie najlepiej rozwinąć może, i aby potrafił doskonale wypełnić to, co jest jego zadaniem, a nie jak teraz umiał robić wiele rzeczy, lecz żadnej dobrze. Niech to będą w odpowiedniej liczbie włościanie i ludzie rzemiosła oraz wodzowie - każdy zrodzony do swojej roli. Chcę, żeby dzięki temu powstał potężny lud, z którego mógłbym powołać bohaterów Midgardu, mających stanąć przy naszym boku w ostatniej wielkiej bitwie, Ragnaroku.
Heimdall przeto przyjął na siebie postać krzepkiego wędrowca i minąwszy most Bifrost znalazł się w krainie środka. Wielkimi krokami szedł przez zielone ścieżki, przez lasy i pola, aż o zmierzchu stanął przed czyimś domostwem.
Drzwi były uchylone, wszedł więc. Na palenisku płonął ogień, wisiał nad nim garnek, po jednej stronie siedział pan domu. po drugiej - pani domu. wieśniak Ai i jego żona Edda w kapturze z tkanego w domu płótna.
- Witaj, obcy przybyszu - rzekli. - Powiedz nam, jak się nazywasz i rozgość się jak u siebie w domu.
- Jestem Rig wędrowiec - odparł Heimdall i usiadł pośrodku ławy, mając po jednej stronie gospodarza, a po drugiej gospodynię.
Wtedy Edda przełamała chleb, ciężki, grubo mielony, zmieszany z otrębami, który zwykle spożywali na kolację, i podawszy część gościowi, poprosiła, aby jadł i popijał rosołem z garnka.
A kiedy zapadła noc, Rig wędrowiec rzeczywiście rozgościł się jak u siebie. Położył się bowiem pośrodku legowiska, tam gdzie było najcieplej i najmiękcej, Ai i Edda zaś zmuszeni byli leżeć po obu skrajach.
Trzy dni przebywał u nich ten dziwny gość, potem wyruszył w drogę, uśmiechając się do siebie.
A w dziewięć miesięcy później Ai i Edda mieli syna, którego nazwali Thrall, co znaczy niewolnik. Wyrósł szybko na mocarnego mężczyznę o twardych rękach z grubymi palcami, o krzepkich barach, długich stopach i brzydkiej twarzy. Poślubił wędrowną dziewczynę o spalonych słońcem ramionach, która zaszła boso na to wrzosowisko, a ich dzieci wznosiły płoty i orały ziemię, hodowały świnie, wypasały stada kóz i wykopywały torf na ogień. Ich synowie mieli takie imiona, jak Niezdara, Gbur i Prostak, a na córki wołano: Zawada, Popiółka.
Tymczasem Heimdall szedł dalej swą drogą przez Midgard i następnego wieczoru przybył do innej zagrody. Drzwi były zaryglowane, lecz śmiało wszedł do izby. Zobaczył ogień płonący na kominku i siedzącą przy nim parę dobrych ludzi, zajętych pilnie swą robotą. Nazywali się Atti i Amma, byli porządnie ubrani i schludni - on miał przystrzyżoną brodę i włosy przycięte, a kobieta włożyła czysty fartuch i zawiązała na szyi chusteczkę.
- Witaj, obcy przybyszu - rzekli. - Powiedz nam swoje imię i rozgość się jak u siebie w domu.
- Jestem Rig wędrowiec - odparł Heimdall i usiadł na środkowym zydlu, mając po jednej stronie gospodarza, a po drugiej gospodynię.
Wtedy Atti podał wieczerzę składającą się z aromatycznie pachnącej zupy i gotowanej cielęciny, a potem poprowadził gościa do jedynego posłania w ich domu. Tutaj Rig wędrowiec rzeczywiście rozgościł się jak u siebie. Położył się bowiem na środku posłania, mając z jednego boku gospodarza, a z drugiego gospodynię, aby go grzali.
Przez trzy noce gościł u Attego i Ammy, a potem udał się w drogę uśmiechając się do siebie.
A w dziewięć miesięcy później Attemu i Aminie urodził się syn. Nazwano go Karl, czyli rzemieślnik i wyrósł na silnego, wesołego mężczyznę o rumianych policzkach. Potrafił przyuczać woły do orki, miał zręczną rękę do budowania domów, do kowalstwa, umiał robić wozy i pługi.
Kiedy przyszła pora, znaleziono mu żonę i oboje prowadzili wspólne gospodarstwo, uprawiali ziemię, tkali płótno i skrzętnie składali oszczędności.. Żyli w szczęściu a ich synowie nosili takie imiona, jak Gospodarz, Rolnik, Kowal i Sąsiad, a na ich córki wołano: Gospodyni, Prządka, Dzieweczka albo Dójka.
A Heimdall wyruszył w dalszą wędrówkę przez Midgard, stanął następnego wieczoru przed domostwem, którego drzwi zwrócone były na południe. Rygli nie zasunięto, więc wszedł do środka i zastał tam dwoje zacnych ludzi ubranych w piękne szaty, którzy mówiąc do niego patrzyli mu prosto w oczy, a ręce mieli kształtne, białe, o długich palcach. On pracowicie skręcał cięciwę i przymocowywał ją do swego długiego łuku z wiązu i nazywał się Dziedzic, a ona Dziedziczka.
- Witaj, obcy przybyszu - rzekli. - Powiedz nam swoje imię i rozgość się jak u siebie w domu.
- Jestem Rig wędrowiec - brzmiała odpowiedź i gość usiadł mając po jednej stronie gospodynię, a po drugiej gospodarza.
Wtedy Dziedziczka rozpostarła na stole haftowany obrus z pięknego płótna, położyła na nim bochny białego pszennego chleba, dobrze uwędzoną szynkę i pieczony drób na srebrnych półmiskach, postawiła wino w wysokim dzbanie i puchary o podstawkach ze srebra.
Po wieczerzy siedzieli rozmawiając i popijając wino, aż nadeszła pora spoczynku. A wtedy Rig wędrowiec rzeczywiście zachował się, jakby był u siebie w domu, bo pierwszy wstał od stołu i legł na środku łoża, tak że Dziedzic i Dziedziczka musieli położyć się po jego bokach.
Trzy noce spędził u Dziedzica i Dziedziczki, a potem ruszył w drogę, uśmiechając się do siebie.
A w dziewięć miesięcy później urodził się w tym domostwie syn o jasnych włosach, różowych policzkach i oczach bystrych jak oczy orła. Nazwano go Jarl, co znaczy wojownik, a kiedy wyrósł, okazał swą zręczność w napinaniu łuku, rzucaniu dzidą, jeździe konnej, szermierce i pływaniu.
Kiedy z młodzieńca przeobrażał się w męża, Rig wędrowiec przybył ponownie z ciemnego lasu, aby go wykształcić w niektórych sztukach i wskazać mu jego miejsce na świecie.
- Jesteś panem krainy Udał - oznajmił mu. - Kraina ta na zawsze należeć będzie do twoich synów i synów twoich synów. Jesteś bowiem jednym z Asów, panujących w Asgardzie, uznaję cię za mojego chrzestnego syna, nadaję tobie ten tytuł i czynię cię władcą ludzi.
Następnie Rig wędrowiec, który w Asgardzie był Heimdallem, jasnym bogiem, udzielił Jarlowi wiele ze swej mądrości i powiódł go na wielkie przygody do Myrkvidu, mrocznego lasu, gdzie buszowały trolle. Pokazał mu, jak wymachiwać mieczem, potrząsać tarczą i galopem pędzić na bitwę.
Jarl zgromadził więc zdatnych do walki mężów i odebrał ziemie złym ludziom, żyjącym nie opodal olbrzymów. Zaślubił księżniczkę i ich syn był pierwszym królem Midgardu, królem Danii. Ów władca zgromadził panów i wojowników, podbijał ziemie i zaprowadzał na nich pokój.
A później wyprawił dla swych ludzi ucztę w zamku i obdarował złotymi pierścieniami tych, co walczyli najdzielniej.
Odtąd zawsze ćwiczyli się w walce na miecze, w jeździe konnej i wyruszali na bitwę przeciw każdemu, kto chciał najechać ich ziemie lub czynić krzywdę ludowi. Król jednakże posiadł nie tylko męstwo, ale i mądrość i znał niektóre tajemnice życia i zamiary Odina; Heim powiedział chrzestnemu synowi o wielkiej wojnie, toczącej się między Asami i Olbrzymami, i o Ragnaroku. Wyjawił mu, że z rozkazu Odina wszyscy, co będą mężnie walczyć i polegną, zostaną po śmierci zaprowadzeni do Asgardu i utworzą tam armię Asów, która weźmie udział w wielkiej bitwie w ten dzień ostateczny.
Nim jeszcze urodził się Jarl wojownik, Heimdall, wróciwszy do Asgardu, ujrzał w pobliżu pola jasności nowy pałac. Było to wielkie dworzyszcze Odina, Valholl, czyli Walhalla, o pięciuset czterdziestu bramach. Przez każdą wejść mogło jednocześnie ośmiuset rycerzy. Jego dach pokryto tarczami, a krokwie były z drzewców włóczni. Słupem, podtrzymującym środek dworzyszcza, było potężne, żywe drzewo; jego liśćmi żywiła się czarodziejska koza, Heidrun, dająca zamiast mleka wiecznie płynący strumień miodu, słodkiego napoju, przeznaczonego dla bohaterów.
Kiedy już byli bohaterowie gotowi paść w bitwie, Odin posyłał Walkirie, aby wybierały najwaleczniejszych na tę nie kończącą się ucztę.
Owe Walkirie, dziewice Odina - wśród nich znajdowały się jego córy - były to nieśmiertelne kobiety, które jeździły za nim po chmurach, gdy kończył swe łowy. Kiedy indziej znowu wzlatywały nad światem pod postacią łabędzi, szukając, kto jest najgodniejszy, by zasiąść w Walhalli. Czasem zstępowały na ziemię, zrzucały swe łabędzie szaty, by wykąpać się w ustronnych jeziorkach lub rzekach. Jeżeli wtedy ujrzał je jakiś mężczyzna i ukrył ich szaty, wydawało się, że niczym nie różnią się od ziemskich kobiet, można było zalecać się do nich i pojąć którąś za żonę - o czym przekonali się niektórzy bohaterowie z Midgardu - ale Walkiria poślubiwszy człowieka stawała się zwykłą śmiertelnicą.
Kiedy Odin wyruszał na polowanie, zdarzały się czasami dziwne rzeczy. Pewnej nocy, gdy rozpętała się burza i pioruny huczały wśród gór, Olaf kowal skulony nad ogniem swej kuźni w Haligolandzie modlił się o odwrócenie złych losów.
Nagle posłyszał tętent kopyt końskich na skale i ciężkie uderzenie w drzwi.
Powstał, drżąc cały, otwarł drzwi i oto stanął w nich potężny król w lśniącej czarnej zbroi z szerokim mieczem u boku. Prowadził olbrzymiego konia, który prychał i rżał niecierpliwie, grzebiąc nogą ziemię i potrząsając grzywą.
- Otwieraj szybko, mistrzu kowalu! - wołał król. - Koń mój zgubił podkowę, a daleka czeka mnie droga przed świtem.
- Dokąd jedziecie, szlachetny panie, w takim pośpiechu i w taką noc? - pytał Olaf prowadząc wierzchowca do kuźni i oglądając jego kopyta.
- Noc jasna i nie mam czasu do stracenia - odparł król. - Muszę być w Norwegii, nim wzejdzie dzień.
- Gdybyście mieli skrzydła, mógłbym uwierzyć waszym słowom - roześmiał się kowal na ten, jak sądził, żart.
- Mój rumak szybszy niż wiatr - posłyszał - a wiatr dobiegnie do Norwegii szybciej niż ptak. Lecz gwiazdy bledną, pośpiesz się, mistrzu kowalu.
Drżącymi dłońmi wybrał Olaf największą podkowę i przymierzył ją do wspartego na swym kolanie kopyta. Wygięte żelazo było o wiele za małe, lecz gdy dotknęło kopyta, zaczęło rosnąć, aż osiągnęło odpowiednią wielkość. Przerażony kowal wyciągnął hacele i ze zdumieniem ujrzał, że wkręcają się same bez jego pomocy.
- Dobrej nocy, kowalu Olafie! - zawołał król wskoczywszy na grzbiet konia. - Dobrze okułeś rumaka Odina! A teraz na bitwę!
I gdy Olaf padłszy na kolana gonił go wzrokiem, Odin mknął w chmurach z głową promieniejącą jasnością - i raz jeszcze rozszalała się burza, gdy tak pędził na wielką bitwę, po której Walkirie miały wybrać wielu bohaterów.
Tak więc w Walhalli rosły szeregi odważnych mężów i wielkich wojowników, którzy co wieczór zasiadali przy stole biesiadnym. Miód płynął obficie, lecz choćby nawet się mocno popili, żadnemu z nich rano nie dokuczał ból głowy. Z nadejściem dnia przywdziewali zbroje i wychodzili na pola Odina, pomiędzy złociste drzewa, i tam toczyli śmiertelne boje, lecz wieczorem powstawali zdrowi i w najlepszej przyjaźni szli do Walhalli.
Kiedy walczyli, kucharz Andhrimnir zabijał ogromnego dzika, Sahrimnira i gotował jego mięso w ogromnym kotle. Lecz następnego rana Sahrimnir znów był żywy, można go było zabić i zjeść wieczorem.
Wówczas bohaterowie zasiadłszy przy biesiadnym stole ucztowali jedząc mięso dzika i popijając je obficie miodem, a skaldowie Asgardu śpiewali wzruszające pieśni o początku świata, o wojnie między Asami i Olbrzymami, a być może o bitwie, która się miała rozegrać o świcie ostatniego wielkiego dnia, Ragnaroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz